To jeszcze nie wszystko — ćwierknął biały wróbel za oknem. Piwowar cisnął w niego stołkiem, ale nie trafił i wybił szybę.
Wróbel wleciał przez okno do kuchni, fruwał po niej i odgrażał się:
To jeszcze nie wszystko! To jeszcze nie wszystko! Piwowar rzucał w niego, czym popadło: talerzami, garnkami, półmiskiem, patelnią, a Kleretta zaganiała go fartuchem. Wreszcie Tafaro złapał białego wróbla.
Teraz zginiesz. Teraz ukręcę ci łeb — syknął.
Biały wróbel trzepotał się w ręce piwowara. Ale nawet w tej okropnej chwili nie stracił odwagi.
Kiedy Tafaro podniósł go do twarzy, żeby mu się przyjrzeć, biały wróbel z całej siły trzepnął go skrzydełkami po oczach. Tafaro stracił równowagę, wypuścił wróbla i przewrócił się prosto na rozpaloną blachę kuchenną.
Wyleczył swoje oparzenia, ale wstydził się chodzić po miasteczku, bo wszyscy pokazywali go sobie palcami i śmiali się:
Patrzcie, idzie piwowar Tafaro, co przegrał wojnę z wróblem.
Więc sprzedał dom i wyjechał nie wiadomo dokąd.
Stary pies wyzdrowiał i został u dobrej kobiety. Biały wróbel codziennie wyprowadza go na spacer. Podobno żyją do dzisiejszego dnia, tylko nie pamiętam, w jakim kraju.
OPOWIEŚĆ O SYNU KUPCA, KTÓRY MIAŁ SERCE RYCERSKIE
Jeśli wola wasza, posłuchajcie, mili słuchacze, opowieści o synu kupca z Kale, portowego miasta Francji.
Na chrzcie świętym dano mu imię Jerzy. Gdy to się działo, całe królestwo przywdziało było właśnie żałobę po królu Arturze; książęta i rycerze, nawet kupcy i pospolity lud, wszyscy opłakiwali wielkiego monarchę.
Matka niemowlęcia zapaliła przed głównym ołtarzem najgrubszą świecę woskową i modliła się tak:
Więty Jerzy, patronie mego syna, zwycięzco smoka i obrońco uciśnionych, a także ty, królu Arturze, sprawiedliwy rycerzu! Uproście memu pierworodnemu serce czyste, prawe i mężne.
Kiedy minęło Jerzemu siedem lat i przyszedł czas, by go odebrać niewiastom, ojciec powierzył go mądremu wychowawcy. Ten wykształcił chłopca dostatecznie w odpowiednich jego wiekowi umiejętnościach, a wtedy ojciec wysłał Jerzego do sławnej szkoły kupieckiej w Paryżu. Na pożegnanie powiedział:
Sprawuj się godnie, synu mój, a po roku wróć do nas i pokaż, co umiesz.
Minął rok i Jerzy powrócił do Kale jako rozwinięty nad wiek młodzieniaszek. Był on takiej postawy i urody, i takich manier, że nawet wielmoża jaśnie oświecony nie powstydziłby się podobnego syna.
Ojciec wypytywał go, co umie, a potem rzekł, z ukontentowaniem gładząc brodę:
Miły synu, oto przysposobiłem dla ciebie okręt pełen wszelakiego towaru i wolą moją jest, abyś pojechał sprzedać ten towar w Anglii. Pod pokładem znajdziesz na dnie okrętu dorodne ziarno pszeniczne, a w kowanej skrzyni sukna flandryjskie, brabanckie koronki i różne kunsztowne ozdoby niewieście. Uczyłeś się dotąd z książek, godzi się teraz, żebyś pokazał, co potrafisz zdziałać w życiu.
Syn pożegnał ojca i matkę, otrzymał od nich błogosławieństwo i pożeglował szumiącym morzem ku brzegom brytyjskim.
A teraz posłuchajcie, słuchacze mili, jakie były dalsze dzieje Jerzego, gdy sprzedawszy powierzony sobie przez ojca towar wracał z pełną sakwą i w towarzystwie sługi ku swemu okrętowi, zakotwiczonemu w porcie Anglii. Posłuchajcie i osądźcie sami, czy godziło się synowi kupca postąpić, jak Jerzy postąpił, czy też należało zachować się inaczej.
Wiedzieć wam trzeba, że od samej rezydencji królewskiej aż do białych skał, o które tłuką się fale morza, stała w owych czasach ciemna, groźna puszcza angielska. Jerzy ciągnął jej skrajem w stronę portu, gdy usłyszał krzyki niewieście wzywające pomocy i grube wrzaski i połajania jakichś mężczyzn, w których snadno można było domyślić się rozbójników.
Panie — rzekł sługa strwożony — uchodźmy po cichu co prędzej! Wszystko, cośmy utargowali, masz w sakwie przy sobie. Obrabowaliby cię do cna, a jeszcze kto wie, czy by nas puścili z życiem. Ich tam, jak słychać, kilku, a nas tylko dwóch, jesteśmy słabsi.
Te kobiety, które wzywają pomocy, są jeszcze słabsze od nas — odparł Jerzy i skoczył w gęstwinę.
Po chwili ujrzał dziewicę przecudnej ur@dy szamocącą się z czterema uzbrojonymi rozbójnikami, którzy wlekli ją na powrozie. Obok czołgała się na kolanach staruszka, czepiała się szat swej pani i błagała o litość.
Jerzy dobył miecza, ale jeden ze zbójców przyłożył sztylet do szyi panny i zakrzyknął :