Jestem za stara, żeby piłować — odpowiedziała piła. €

Toś ty taka! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób.

Poszła do ognia.

Beee, beee, ogniu kochany, poratuj mnie. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować. Spal piłę, mój ogniu kochany!

Za co mam ją palić ? Biedaczka ma już tępe zęby. Nie spalę jej

Toś ty taki! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób.

Poszła do strumyka.

Beee, beee, strumyku kochany, poratuj mnie. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić. Zalej ogień, kochany strumyku!

Ogień pożałował starej piły, to ja jego pożałuję — odpowiedział strumyk. — Nie zaleję go.

Toś ty taki! — zawołała koza. — Czekaj, znajdę na ciebie sposób.

Poszła do wołów.

Beee, beee, kochane woły, poratujcie mnie. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić, a strumyk nie chce ognia zalać. Wypijcie strumykowi wodę, kochane woły.

Strumień dobrze zrobił, że nie zalał ognia — powiedziały woły. — Nie wypijemy mu wody.

Toście takie! — zawołała koza. — Czekajcie, znajdę na was sposób.

Poszła do chłopa.

Beee, beee, gospodarzu, wszyscy mi robią na złość. Tarnina zabrała mi srebrny dzwonek i nie chce go oddać, a piła nie chce tarniny przepiłować, a ogień nie chce piły spalić, a strumyk nie chce ognia zalać, a woły nie chcą wypić mu wody. Zabijcie woły.

Chłop się roześmiał.

Ej, ty głupia kozo, skarżypyto przekorna! Po cóż bym miał zabijać woły?! Chodź ze mną.

Poszedł z kozą do tarniny. Zdjął dzwonek z kolca i powiedział:

Mogłaś to zrobić sama, tylko nie chciałaś, bo wolisz wszystkim dokuczać i jesteś uparta. Dobrze wiesz, że nikt ci dzwonka nie zabrał, tylko sama go zaczepiłaś, bo ci się zachciało pchać między ciernie. Za karę nie dam ci dzwonka.

Koza wróciła na łąkę. Cały dzień minął jej na skargach i kłótniach, więc była strasznie głodna.

Kiedy się najadła, to zaczęła skakać i potrząsać głową, ale — wszystko na nic. Nie miała już na szyi dzwonka, który tak pięknie dzwonił.

WDZIĘCZNE KRASNOLUDKI

Wilki tak się rozmnożyły w lasach otaczających pewną wieś, że wszyscy ich się bali. Nikt nie śmiał pójść do lasu po grzyby i po jagody. Wilki stały się takie bezczelne, że napadały na ludzi nie tylko w lesie; zakradały się do wsi i trzeba było pilnować dzieci przed nimi, a także owce i prosięta.

Chłopi paśli dawniej krowy gromadnie i najmowali wspólnie pasterza, żeby pilnował stada. Teraz z powodu wilków nikt nie chciał ich paść, bo można było i samemu oberwać, i krowę utracić, gdyby się choć trochę oddaliła od stada.

Więc bydło ryczało po oborach i ludziom brakowało mleka. Źle karmione krowy miały puste wymiona, a czym tu krowy żywić, kiedy wygnać je na paszę — strach, a trawy dla nich narżnąć po rowach — też strach.

Pewnego dnia przyszedł do sołtysa jakiś mizerny człeczyna z innej okolicy. Powiedział, że nazywa się Gustaw i że służył w jednym majątku za parobka, ale stracił pracę wskutek choroby.

Co prawda nie było to sprawiedliwie, bo Gustaw chorował całą zimę dlatego, ponieważ na jesieni przy zwózce ciężka fura 74ze snopami wywróciła się na niego i przygniotła go, Gustaw nie był temu winien.

Kiedy usunięto go z pracy i wyrzucono z mieszkania, Gustaw poszedł szukać lżejszego zajęcia.

Pasienie krów to lekka robota, w sam raz dla mnie — tłumaczył sołtysowi.

Sołtys popatrzył na niego i powiedział:

Gdzie indziej może lekka, ale u nas chyba nie dalibyście rady. Tu nawet chłopy jak dęby nie poradzą, co dopiero mizerak po chorobie. Bo to, widzicie, wilki u nas straszne.

Ja się tam wilków nie boję — odpowiedział Gustaw. — Pozwólcie mi spróbować, to się przekonacie, czy dam radę, czy nie.

Były w lasach dookoła tej wsi małe jeziorka pośród porośniętych pagórków. W tych pagórkach widać było wyryte jamy, czarne i głębokie, jakby norki. Starzy ludzie mówili, że to krasnoludki porobiły sobie takie mieszkanka w dawnych czasach, ale później wyniosły się stamtąd i teraz już ich nie ma.

A szkoda, bo były one dobre dla ludzi. Niejedno dziecko, co poszło do lasu na jagody, ustrzegły przed żmiją, niejednej starowinie dorzuciły grzybów do koszyka, kiedy zdrzemnęła się na, mchu.

Ale cóż — ludzie stracili dla nich serce, nikt już o krasnoludkach nie pamiętał. Mówiono, że ich w ogóle nie ma na świecie,. no to wyprowadziły się z tej niewdzięcznej okolicy.

Наши рекомендации