Błagam cię, dobra kobieto, zabierz mojego biednego przyjaciela. Wylecz go, nakarm. Będę was co dzień odwiedzać i bawić twoje dzieci.
Biedne psisko — użaliła się kobieta. — Któż go tak urządził ?
Tafaro przejechał go umyślnie. To jego własny, wierny pies. Kobieta pokiwała głową. Zabrała psa do siebie i zaopiekowała się nim troskliwie.
Wróbel poleciał za Tafarem. „Nie spocznę, póki nie wykurzę tego niegodziwca z naszej okolicy", powtarzał sobie.
Po drodze spotkał srokę. Sroka zdziwiła się, że jest sam.
Gdzieżeś podział swojego przyjaciela?
Leczy się. Piwowar Tafaro przejechał go umyślnie.
Piwowar Tafaro tak zrqbił? — oburzyła się sroka. — To wstrętny człowiek. Uczy dzieci wybierać z gniazd pisklęta i jaja.
Powiadam ci, sroko, że się na niego zawziąłem. Zobaczysz, że mu nie pozwolę krzywdzić wszystkich dookoła.
Nie dasz rady.
Dam radę, przekonasz się. A wiesz, jak mnie nazwał?
No, jak?
Krzyknął na mnie: „ty sroczy ogonie".
Co? Co? — skrzeknęła sroka. — Śmiał mi tak ubliżyć? Już ja się z nim porachuję.
Dogoniła piwowara i wrzasnęła:
Zdejmuj czapkę w tej chwili i przeproś mnie!
Tafaro zamachnął się na nią batem. Wtedy sroka w złości zerwała mu czapkę z głowy i odleciała z nią na drzewo.
Kiedy piwowar sapiąc i stękając wdrapał się na to drzewo, sroka skrzecząc drwiąco przeleciała z czapką na inne.
Tak wodziła Tafara z drzewa na drzewo, aż grubas ledwo już sapał.
Drwale wracali z lasu i zobaczyli, co się dzieje. Stanęli na drodze i śmiali się:
Popatrzcie, jak piwowar łazi po drzewach! To jeszcze więcej rozzłościło Tafara.
Tymczasem biały wróbel zaczął dłubać korek od beczki. Korek był spróchniały, więc go tak naddłubał, że piwo wysadziło korek i fontanną polało się na drogę.
Tafaro spojrzał: piwo się leje! Przestał gonić za sroką i rzucił się do beczki.
Ale beczka była już prawie pusta.
Ach, ty nicponiu! — krzyknął na wróbla.
To jeszcze nie wszystko — ćwierknął wróbel i usiadł na uprzęży konia.
Tafaro zamachnął się siekierą, żeby go zabić. Ale wróbel zdążył sfrunąć, a siekiera przecięła rzemień. Koń przestraszony szarpnął się, porwał uprząż do reszty i uciekł gościńcem w stronę domu, aż się za nim kurzyło.
Co tu robić? Biec po konia? Może ktoś tymczasem zabrać wóz i beczkę.
Tafaro czerwony ze złości, z gołą głową, sam pociągnął wóz do domu.
To jeszcze nie wszystko — ćwierknął za nim biały wróbel. Pofrunął razem ze sroką do głównej kwatery wróbli.
Kiedy szare wróble dowiedziały się od nich, co się stało, postanowiły, że będą poty walczyć z piwowarem pod wodzą białego, póki nie zwyciężą go i nie wypędzą.
Tymczasem Kleretta, żona Tafara, czekała na niego i smażyła mu ogromny befsztyk, ulubione jego danie. Kiedy koń wrócił sam do stajni, Kleretta była w kuchni i nic nie zauważyła. A ponieważ wiedziała, że Tafaro lubi przy mięsie pić piwo, więc zeszła z dzbanem do piwnicy.
Właśnie odszpuntowała beczkę i podstawiła dzban, kiedy usłyszała szum jakby tysięcy skrzydeł i ćwierkanie wróbli:
Tobie ćwierć i mnie ćwierć, tobie ćwierć i mnie ćwierć!
Zapomniała o piwie i wybiegła na dwór zobaczyć, co się dzieje. O mało nie zemdlała: chmura wróbli opadła na podwórze i sad! Nigdy nie widziała tyle ptaków na raz. Dziobały owoce na drzewach, wyjadały ze żłobów. A najwięcej wleciało ich przez okno do spichrza i dziobały ziarno, aż nikło w oczach.
Tafarowa otworzyła wrota do spichrza i zaczęła wypędzać wróble fartuchem. Ale kiedy wypędziła trzy, wpadało nowych trzydzieści.
Widząc, że nie da rady, pobiegła na podwórze po gałąź. Wtem potknęła się o psa. Uciekał z mięsem, które porwał jej z patelni.
Chciała gonić za psem, ale uciekł z befsztykiem do lasu.
Przypomniała sobie, że zostawiła w piwnicy nie zaszpuntowaną beczkę. Zbiegła po schodkach, patrzy: dzban przewrócony, beczka pusta, a piwo chlupie pod nogami. Złapała się za głowę.
Nagle usłyszała turkot wozu na podwórzu. Domyśliła się, że to wraca jej mąż, więc wybiegła z piwnicy i zawołała:
Leć prędzej do spichrza i ratuj zboże, jeżeli jeszcze co zostało!
Tafaro popędził z batem do spichrza.
Wróble co prędzej odfrunęły, tylko biały spacerował po dachu ćwierkając wesoło:
To jeszcze nie wszystko!
Siny z gniewu piwowar poszedł sapiąc do kuchni. Tam się dowiedział, że nie dostanie ani befsztyka, ani piwa. A to wszystko przez tego urwisa, przez białego wróbla.