X Z gratulacjami od pana Splitfoota

Kilka lat później deszcze obmyły ludzką pamięć, a wzmianka o śmierci Leah Fox-Underhill pewnej zimowej nocy tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego roku zajęła mniej miejsca w kronikach niż straszliwa męka Williama Kemmlera, pierwszego skazańca, na którym wykonano wyrok śmierci na krześle elektrycznym dzięki zasługom Thomasa Edisona, zatrzymanie i zabójstwo wodza Siuksów Siedzącego Byka, masakry nad Wounded Knee i w Pine Ridge, gdzie nie oszczędzono ani kobiet, ani dzieci, ustanowienie nowych praw dotyczących segregacji w Missisipi i w stanach południowych czy też inauguracja New York World Building, najwyższego budynku na Manhattanie. Spirytyzm, bezkompromisowa religia, która bez uciekania się do pojęć piekła i czyśćca zapewniała każdemu zbawienie dzięki reinkarnacji i wędrówce dusz w stronę niebieskiego światła, zajął na całym świecie miejsce nowoczesnego spirytualizmu i jego awatarów. Nie przeszkadzało to jednak fanfaronom, fanatykom i aferzystom handlować z pospólstwem bez wyobraźni, które nigdy nie potrafiło się obchodzić z tym, co nieznane.

Masy imigrantów wciąż napływały z Europy i Azji. Do katolików z Irlandii dołączyli ci z Polski i Włoch. Niemcy uciekający przed cholerą i Weltpolitik, Chińczycy taoiści lub buddyści z Fujian i Guangdong, Żydzi z Imperium Rosyjskiego, ocaleni z pogromów, lądowali nieprzerwanie tysiącami na Ellis Island i na pontonach East River. Jedni i drudzy wałęsali się niczym rekonwalescenci na wygnaniu, zagubieni pod podobnym do poprzedniego niebem, zmieniając nostalgię w szaloną nadzieję. W tym fermentującym mrowisku osobno trzymali się ciężko pracujący, osobno zuchwali mieszczanie i handlarze, dygnitarze i mafiosi, a osobno podekscytowani i obłąkani dewoci. Wszyscy jednak działali na ślepo, zawiązując przeróżne układy, zgodnie z prawem lub poza nim, tworząc wielki tygiel.

Na uboczu tego światka, żyjąc z żebractwa i tajemniczych darowizn, sypiając to tu, to tam: w schroniskach dla ubogich, w tanich hotelach lub na polowym łóżku za dolara czy dwa za noc, pod gołym niebem lub wśród wysokich murów budowli, Kate Fox zdołała zachować godny wygląd: czyste buty, schludną fryzurę – pozwalała czesać się życzliwym prostytutkom – oraz nienaganny strój dzięki pomocy, jakiej udzielała w pralni schroniska ewangelickiego. Widziała się z Margaret tylko raz od dnia jej katastrofalnego występu w Akademii Muzycznej. Obie, ogarnięte wyrzutami sumienia na wieść o chorobie Leah, podjęły próbę otrzymania jej przebaczenia. Chwilę później, pijąc jedną whisky za drugą i zmuszając siostrę do picia razem z nią, Margaret uniosła się i zaczęła przeklinać w najlepsze najstarszą siostrę, która zamierzała wyzionąć ducha bez pogodzenia się z nimi. Niedługo potem siostry rozdzieliły się, zobojętniałe w swoim pijaństwie, a tygodnie i pory roku mijały dla nich niczym chmury przeganiane przez wiatr.

Kate, włóczęga, czuła się u siebie na zakrętach dróg. Nie zdawała już sobie sprawy ze swojej tułaczki od pałacu z liści, rozświetlonego okrągłym księżycem, do świątyni baru, z którego wytaczała się całkiem pijana. W zagubieniu wszystko wreszcie nabierało sensu, na zawsze, na zawsze, na zawsze! Rzeczywistość była piękna, delikatniejsza niż bibułka papierosa między jej przepalonymi płucami a palcami Boga. Dochodziły ją ledwo słyszalne głosy Stwórcy, a w głowie kłębiły się nieskończenie doskonałe figury geometryczne. Czasami śmiała się do siebie, przenikana przez potok twarzy w tłumie między Piątą Aleją a Harlem River. Kto słyszy Ducha? Wy czy ja?

O, siostro w kąpieli, woda jest taka zimna

Że twoje łzy mnie parzą.

Nieśmiertelny Murzyn wziął ją w ramiona pewnego wieczoru, gdy upadła. Bruk na jej czole pozostawił ślad w kształcie serca. Nie płacz, pani, Bóg o tobie nie zapomniał, życie jest gdzie indziej. Podniosła się młoda, jak za czasów Pecquota. Miała jeszcze do pokonania drogę między pałacem z liści a świątynią baru. Alkohol jest jak wieczność. Idę do ciebie, utracony sekrecie, moje włosy są białe.

Pewnej nocy w taniej oberży mężczyzna o dostojnym chodzie nawiedził ją we śnie. Och, Katie, mała czarownico, wkrótce nadejdzie pora, by skończyć z tą komedią.

– Kim jesteś, nie pamiętam już.

– Jestem duchem człowieka, który nie lubił kobiet, a ciebie kochał, gwiazdo ostatniej godziny.

– To pan, Lucianie? Pan również nie żyje?

– Martwy? Żywy? Któż może twierdzić, że po prostu nie śpi?

– Przypominam sobie. Powiedział mi pan, żebym się nie bała.

– Powiedziałem, kiedy pani spała, że zawsze, zawsze, zawsze będę przy pani. Jakie to ma znaczenie, czy dzisiaj, czy jutro, i ci wszyscy spoceni królowie?

– Nie rozumiem.

– Nie możemy się oddalać od ukwieconej drogi.

– Nie rozumiem.

Kate uwielbiała gołębie, które wzbijały się gwałtownie w powietrze, niczym w tańcu z szablami. Całymi dniami przyglądała się w Central Parku bliźniakom innych ludzi – wszystkie dzieci były bliźniętami. Powtarzała sobie, że nie ma silniejszego brzmienia niż pamięć. Jej dzieci bawiły się przy niej, duże, większe od niej, były tu duszą. Po co ważyć duszę i materię? Nie, to nie magia. Chciałaby, żeby Margaret była przy niej, bez złości, w burzliwej bezsenności pełnej widm. Maggie dobrze wiedziała, że ich wszystkie kłamstwa kryją o wiele ważniejszą prawdę, olbrzymią, klęczącą na otoczonym mgłą pagórku późną jesienią w Hydesville…

Jestem twoim smutnym królem

Ostatniego wieczoru kochankiem.

Kiedy pracownicy służby sanitarnej Armii Zbawienia znaleźli ją na ławce z lekką śniegową pierzynką na piersiach, uśmiechała się, jeszcze żywa, i szeptała w kółko słowa, których wolontariusze nie mogli lub nie chcieli zrozumieć. Czy było to „Nie pocieszaj mnie”, czy też „Upadłe życie nie ma schronienia”, a może We are all wandering spirits? Na rozchwierutanym wózku, w chwili gdy kończyła z całą tą ziemską powłoką i wszystkimi wspomnieniami, Kate zbuntowała się, otwierając szeroko oczy.

– Och! – przestraszyła się. – Dziwny jesteś, panie Splitfoot, że tak siedzisz mi na kolanach.

– Nie ważę zbyt wiele, Katie darling!

– Och! Och! Panie Splitfoot, będzie mi pana brakowało!

– O nic się nie martw, Katie, czekam na ciebie pod lekkim całunem.

Na ostrym dyżurze w Bellevue Hospital lekarz dyżurny stwierdził lekceważąco zgon nowo przybyłej i przeżegnał się niedbale.

– Co z nią robimy? – spytał pielęgniarzy.

– Nie ma przy sobie dokumentów, to włóczęga, pewnie jakaś imigrantka ocalała ze szkorbutu albo tyfusu, którą dopadła cholera.

By uniknąć ryzyka epidemii, zwłok nie przekazano do teatru anatomicznego. Oddano je grabarzom, którzy w charakterze zapłaty często otrzymywali tylko złote lub srebrne zęby, a w rzadkich przypadkach nieco skradzionej czułości. Utworzyli stos z wielu innych zwłok w wykopanej fosie i zalali je palonym wapnem. Czy było to na Woodlawn Cemetery? Wspólny grób – słabe to pocieszenie – jest spełnieniem idealnego społeczeństwa. Poranna rosa obmywa ludzką pamięć.

Kilka miesięcy później, w posępnym upojeniu alkoholowym, Margaret Fox tak mocno śniła o swojej młodszej siostrze, że aż umarła. Jej pokryte wrzodami ciało z powodu braku środków i dokumentów potwierdzających tożsamość również złożono do wspólnego grobu.

Tak się kończy – na tyle precyzyjnie, na ile pozwala mediumiczne stężenie obecne na tych stronach – budująca i wzruszająca historia sióstr Fox.

Nikt nigdy nie będzie medytował ani tańczył nad ich szczątkami. Czy ktokolwiek chyli czoła nad zbiorowym grobem?

Epilog

Żegnaj, ma Wyobraźni!

Żegnaj, kochana towarzyszko życia!

Odchodzę już, sam nie wiem dokąd,

Na jaki los, czy ujrzę ciebie jeszcze,

Żegnaj więc, Wyobraźni.

Na koniec pozwól obejrzeć się za siebie51.

Walt Whitman

Właściciel panharda-levassora o dwucylindrycznym silniku, zesłany na miejsce pasażera, stwierdził, że Pearl Gascoigne błyskawicznie zasmakowała w szybkiej jeździe. Na trasie prowadzącej z Rochester do Hydesville minęli tylko jeden automobil, auburna przypominającego luksusową kolasę, kilka dorożek i wiejskich wozów. Droga, która była akurat w trakcie asfaltowania, kilkakrotnie przecinała linię kolejową lub ciągnęła się wzdłuż niej, lecz podróżujący ani razu nie zobaczyli lokomotywy.

– Nie zapominaj, że dosiadasz trzydziestu sześciu koni! – upominał zlękniony William Pill. – Może chcesz oddać mi kierownicę?

– Nie ma mowy! – zaprotestowała Pearl. – To takie upajające…

– Zwolnij przynajmniej. Jedziesz blisko dwadzieścia pięć mil na godzinę po zboczach!

Do celu dotarli wczesnym popołudniem, w zimnych i białych niczym śnieg promieniach słońca. Był jasny kwietniowy dzień, wiatr od wschodu niósł zapach morza. Kilka gatunków drzew owocowych kwitło już, wiosna tego roku nadeszła wyjątkowo wcześnie. Obrzeża Hydesville wydały im się nie do poznania. Poszerzono drogi, oczyszczono stawy, ustawiono słupy elektryczne, zbudowano wieżę ciśnień, kamienne domy i ładny budynek, który musiał być szkołą.

Kiedy automobil dotarł do centrum mieściny, Pearl pomyliła się, zmieniając bieg, i nieomal rozjechała stadko gęsi na oczach świadków – kóz, świń i psów – które rozbiegły się na boki, gdy tylko usłyszały hałas. Dwa konie przywiązane do ogrodzenia drugstore’u parskały i rżały. Rozradowane dzieciaki nadbiegały ze wszystkich stron, by wreszcie otoczyć samochód kręgiem, kiedy Pill zaciągnął hamulec. Gospodynie, przyciągnięte wrzawą, wychylały się z okien. Z szynku na szeroko rozstawionych nogach, jakby stąpali po pokładzie statku, wyszło kilku bywalców o rozbawionych twarzach.

Pearl zdjęła skórzaną czapkę i ochronne okulary na oczach oszołomionych farmerów, którzy nigdy wcześniej nie widzieli równie ładnej i pewnej siebie starszej damy w botkach z koźlej skóry, o gęstych mlecznobiałych włosach, delikatnie zarysowanej twarzy i niepokojąco jasnych oczach. Postawny starzec, który jej towarzyszył, lekko tylko zgarbiony, w stroju bogatego hodowcy lub dyrektora cyrku, wzbudził u najstarszych niejaką podejrzliwość, choć nie potrafili powiązać go z jakimkolwiek wspomnieniem. Dziadek wsparty na lasce, która okazała się wielce przydatna, gdy wychodził z baru, podszedł do pojazdu z miną mówiącą „To dopiero maszyna!”, po czym spojrzał w górę na interesującą parę z miasta.

– Wydaje mi się, panie – rzekł, unosząc dłoń do czoła. – Mam jakby wrażenie… To znaczy, nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że już się kiedyś widzieliśmy…

– Na pewno! – odparł tamten, zapalając cygaro. – Było to przed Wielką Depresją, strajkami, wynalezieniem automobilu i wojną domową…

– W tamtych czasach byłem stróżem prawa w tej zapadłej dziurze…

– A ja zawodowym graczem, który często tędy przejeżdżał…

– The Faker! – wyrzucił z siebie człowiek o lasce. – Czyli to pan, William Pill!

– Jako żywo, marshalu McLeann!

Ten, gdy tylko doszedł do siebie, mrugnął uprzejmie w stronę Pearl, która ze łzami w oczach przyglądała się drewnianym fasadom.

– To pańska dama? – szepnął.

Pill wybuchnął śmiechem i zakłopotany, machnął ręką, po czym wsunął kciuki do kieszonek kamizelki i przybrał ważną minę.

– Dość już wdów i sierot! Ale bądźmy poważni: coś nowego od czasu sporu chłopów z hodowcami?

– No cóż, pola nadal są polami, a whisky wciąż ma ten sam kolor! Pojawiają się turyści, którzy chcą zobaczyć dom sióstr Fox, tam, na wzgórzu. Miastowi zawrócili naszemu merowi w głowie i chce z niego zrobić rodzaj pomnika.

Ogarnięta wzruszeniem Pearl oddaliła się drobnym krokiem w stronę kościoła. Częściowo odremontowany i odmalowany na wzór dawnego, ze swoimi rzeźbionymi zadaszeniami i krytą dachówką dzwonnicą wznoszącą się ponad dachami miasteczka, nie kojarzył jej się z niczym dobrym. Wielebny długo co niedziela terroryzował swoich wiernych niezłomną wiarą i zasadami moralnymi wypracowanymi przez wyrzuty sumienia. Zerknęła tylko na przylegający do świątyni domek, na wąskie okienko swojego pokoju i na pusty lokal na parterze, gdzie niegdyś udzielała lekcji. Zamknęła oczy i odwróciła się szybko, po czym odeszła w stronę głównej ulicy, a za nią, krok w krok, dwie figlarne dziewczynki i pies z czarnym pyskiem.

William Pill czekał na nią za kierownicą panharda. Przez kłęby dymu z cygara uśmiechał się do tych wszystkich lat, które upłynęły szybciej niż jeden dzień dzieciństwa. Osiadł teraz w poczciwym Rochester, wrzucił do szafy strój Mac Orpheusa i żył z odsetek najzdrowiej, jak to tylko możliwe. Pearl nigdy nie chciała go w swoim domu, zbyt zajęta walką z instytucjami albo pisaniem przenudnych powieści. Wielce wyrafinowana, przejęta zwykłą stłuczoną szklanką, uważała ponadto, że zawadza jej bardziej niż mięsożerny bizon. Przeprowadził się jednak do Rochester tylko po to, by móc spędzać z nią od czasu do czasu szczęśliwe chwile – wspominać dni pełne namiętności, zjeść dobrą kolację, spacerować brzegiem jeziora Ontario – bez innych pobudek niż chęć oddania jej przysługi, jak podczas tej pielgrzymki do Hydesville. Nie było nic malowniczego w krajobrazie tej przeklętej okolicy, gdzie dwu- lub trzykrotnie nieomal został powieszony i zlinczowany!

Pearl, wykonując zamaszysty ruch ramionami i biodrami, zasiadła obok niego, nie domagając się tym razem sterów bolidu.

– Zawieź mnie, wiesz dokąd – powiedziała.

Zwalniając hamulec, zauważył, że potrzeba zawsze kilku sekund, by zapach eleganckiej kobiety, nawet w stroju sportowym, zawładnął przestrzenią. W wypadku Pearl nie chodziło tylko o zapach, lecz o ten cały wonny wdzięk, który od niej emanował, swego rodzaju ulotne przyzwolenie – sam nie wiedział jakim cudem – na jego ku niej skłonność.

– O czym myślisz, Williamie?

– O niczym, o dawnych sprawach.

Wzdłuż drogi ciągnęły się pola, buki i jesiony kłaniały się wokół dominujących nad horyzontem wzgórz Irokezów. Dwa kilometry dalej, na Długiej Drodze, Pearl zdziwiła się na widok zaprzęgów blokujących szlak, który prowadził w stronę stawu. Wokół budynku z desek zebrał się spory tłum.

– Trwają prace remontowe – stwierdził Pill, parkując na nasypie.

– Źle mi się kojarzy to miejsce, ci wszyscy ludzie…

Zeszli bez słowa ku farmie. Nie licząc grupki ciekawskich, nic się tu nie zmieniło od blisko pół wieku. Pearl dostrzegła taflę ciemnej wody za stodołą i zadrżała. Farmerzy odwrócili się jednocześnie w stronę przybyłych, zakłopotani i podejrzliwi. Wszystko nagle jakby zamarło. Młody szeryf i niski, otyły mężczyzna w czarnym garniturze wydawali sprzeczne rozkazy robotnikom stojącym wśród szarych worków z ziemią i żwirem.

– Więc jak, wyciągamy czy nie? – warknął dziarski wąsaty mężczyzna odziany w roboczy kombinezon.

– Wyciągamy! – rozkazał niski człowieczek.

– To nielegalne – odparł szeryf. – Złożę raport.

– Może pan sobie składać wszystkie możliwe raporty, młody człowieku! Jako mer i właściciel tego miejsca domagam się ekshumacji szkieletu…

Robotnicy zabrali się do pracy w piwnicy i wkrótce wydobyli na powierzchnię wielki brezent, trzymając go za każdy z czterech rogów. Bez większych ceregieli rozłożyli go na ziemi, a oczom zebranych ukazał się kompletny ludzki szkielet, nieco tylko powykrzywiany.

Jeden z robotników wyniósł na powierzchnię kuferek kolportera i postawił go przy kościach.

– Leżał przy trupie, w zagłębieniu fundamentów. Potrzebne były naprawdę daleko posunięte prace, by na to wszystko trafić…

Chłopi, z których każdy był w jakimś stopniu grabarzem, zbliżyli się, żeby lepiej widzieć.

– Musi pochodzić co najmniej z czasów wojny o niepodległość.

– Wymyślasz! – zaprotestował stary drwal, nachylony nad czaszką szkieletu. – Dom jeszcze tu nie stał w tamtych czasach.

– Jedno jest pewne: duchy czy nie duchy, ale siostry Fox miały nosa!

Pearl zakręciło się w głowie i dotknęła ramienia towarzysza. Ten natychmiast zrozumiał, objął ją ramieniem w pasie i ruszyli oboje z powrotem.

Kiedy automobil znalazł się ponownie na drodze do Rochester, William Pill odetchnął z ulgą. I zanucił pod nosem sobie tylko znaną melodię:

They were both joyful spirits

Returned from a hounted Castel

They believed they were alive

Death is a well-kept secret52.

Pearl Gascoigne, znów w pełnej formie, przeprosiła za chwilę słabości.

– To dziwne – powiedziała – że musiało się to zdarzyć akurat dzisiaj, dziesięć lat po śmierci sióstr Fox, jak gdyby dla uczczenia jakiejś rocznicy…

– Widzę w tym znak, kochana Pearl. Wiadomość z zaświatów. Czy wreszcie uwierzysz w duchy?

– Nie bardziej niż ty, stary szarlatanie!

1 Tłum. Marta Olszewska.

2 Wszystkie przekłady poezji i piosenek, jeśli nie podano inaczej, pochodzą od tłumaczki.

3 (Z ang.) A dom mój to był w Kansas / Przeszłości mej nie musisz znać.

4 Ten i następne cytaty biblijne, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z tzw. Biblii Warszawskiej (Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu) przetłumaczonej przez Komisję Przekładu Pisma Świętego. Księga Joba 1,1.

5 Księga Joba 1,7–8.

6 (Z ang.) Miły młody czło-o-wiek / Żył na wzgó-ó-rzu / Miły młody czło-o-wiek / Znałem ja go do-o-brze. Autor nieznany, Springfield mountain w Ballads and Folk songs of the Southwest.

7 (Z ang.) O siostro, o siostro, ze mną chodź / Na dół, w głąb morza chodź. Ballada wiktoriańska, The Two Sisters.

8 (Z ang.) Tup, tup, tup, dziewczynki biegną / Spokojnie, drodzy towarzysze, dziewczyna wkrótce tu będzie.

9 (Z ang.) Cóż, za sto lat od teraz / Nie będę już płakał / Za sto lat od teraz / Nie będę smutny; pieśń stała się popularna dopiero dzięki wykonaniu Elvisa Presleya, A Hundred Years From Now.

10 Druga Księga Samuela, 22,8–9.

11 (Z ang.) Jak masz na imię, Mary Jane / Jaki twój numer, Ogórek.

12 (Z ang.) Gdzie mieszkasz? / W grobie! / Twoja ulubiona piosenka? / Hello maggot!

13 (Z ang.) Dobranoc, malutka, słodko śpij / Zachowaj pierścionek na palcu, niech lśni / W różanym łóżeczku, dobranoc.

14 Trzecia Księga Mojżeszowa 19,31.

15 Księga Izajasza 2,5.

16 Piąta Księga Mojżeszowa 18,10.

17 Księga Izajasza 2,10.

18 Trzecia Księga Mojżeszowa 20,6.

19 Księga Kaznodziei Salomona 9,6.

20 Ewangelia św. Jana 16,12–13.

21 Ewangelia św. Mateusza 18,15–17.

22 (Z ang.) Jestem wolny / Jestem wolny, mój Panie / Jestem wolny / Obmyty krwią Baranka / Możesz mnie powalić / Ja wstanę / Jestem obmyty krwią Baranka / Pokonam cię mieczem i tarczą / Jestem obmyty krwią Baranka.

23 Ewangelia św. Marka 5,2–9.

24 Emily Dickinson, 670 (Nie trzeba być komnatą), tłum. Stanisław Barańczak.

25 (Z ang.) Dom bez miłości / To puste domostwo / Ale gdzie miłość mieszka / Tam naprawdę jest dom.

26 Pierwsza Księga Królewska 17,17.

27 Pierwsza Księga Królewska 17,20.

28 Pierwsza Księga Królewska 17,23.

29 L. Chaumont, La Marseillaise des cotillons, 1848.

30 (Z ang.) Chodźmy, bracia, chodźmy / Do Edenu miłości / Gdzie owoc życia rośnie / A śmierć nigdy nie rozdzieli miłości. Oneida Community, Community Song.

31 Księga Ezechiela 37,1–10.

32 Ewangelia według św. Jana, 11,25, Biblia Tysiąclecia, tłum. ks. Jan Drozd SDS.

33 Edgar Allan Poe, Opowieści nadzwyczajne. Cień, tłum. Bolesław Leśmian.

34 (Z ang.) Niech poprowadzi cię wiatr / Do domu mojego ojca / Wszyscy będziemy żyć wolni / W domu mojego ojca.

35 Ta i następne kwestie: William Shakespeare, Makbet, tłum. Leon Ulrich.

36 H.W. Longfellow, Pieśń o Hajawacie, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław − Kraków 1960. Tłum. Roman Jackow.

37 Tamże.

38 (Z ang.) Odprowadź mnie do mojego domu, tam daleko / Dziś w nocy, po cichu, wzdłuż rzeki Potomac / Do mojej jedynej prawdziwej miłości, odległej jak dzień / Dziś w nocy, po cichu, wzdłuż rzeki Potomac. Piosenka All Quiet Along The Potomac Tonight, 1863.

39 R.W. Emerson, Brahned, tłum. Stanisław Barańczak, „Kresy” 8, 1991.

40 William Butler Yeats, Wiatr pośród trzcin, 1899, tłum. Leszek Engelking.

41 (Z ang.) Babilon upada, upada, upada / Babilon upada, by nie podnieść się już / Babilon upada, upada, upada / Babilon upada, by nie podnieść się już. William Stickles, Babylon’s Falling, 1948.

42 (Z ang.) Jeśli kiedykolwiek będziesz mijał stare domostwo / Proszę wstąp do środka i sprawdź, czy umarłem / Wypij za naszą miłość, jeśli stwierdzisz, że nie żyję! / Lub pokochaj mnie znów, jeśli zastaniesz mnie w domu.

43 William Shakespeare, Hamlet, tłum. Józef Paszkowski.

44 John Keats, Hyperion, tłum. Jan Kasprowicz.

45 (Z ang.) Czyń dobro jak tylko możesz. Wszystkimi środkami. Wszelkimi sposobami. We wszystkich miejscach. We wszelkim czasie, Dla wszystkich ludzi. Tak długo, jak tylko możesz. Zdanie przypisywane Johnowi Wesleyowi, angielskiemu duchownemu anglikańskiemu, teologowi, kaznodziei przebudzeniowemu, współtwórcy, wraz z bratem Charlesem, ruchu metodystycznego, a potem niezależnego Kościoła metodystycznego.

46 (Z ang.) Hej, chłopcy, ruszamy dziś daleko / Hej-ho, hej-ho, hej-ho.

47 (Z ang.) Wolałbym usłyszeć coś, co mnie rozśmieszy.

48 (Z łac.) Duch porusza materię.

49 William Shakespeare, Kupiec wenecki, tłum. Józef Paszkowski.

50 (Z ang.) Dobre czasy już za nami, minęły / Śpiewając hi-diddlei-diddle / A ja ciągle cię kocham, przez całe życie / Śpiewając hi-diddle-i-diddle.

51 Walt Whitman, Kim ostatecznie jestem, tłum. Krzysztof Boczkowski, Kraków, wydawnictwo Inter Esse 2003.

52 (Z ang.) Dwie to były radosne dusze / Co powróciły z nawiedzonego zamku / Wierzyły, że są przy życiu / Śmierć to pilnie strzeżona tajemnica.

Наши рекомендации